Dziwna sytuacja wokół warszawskiego Muzeum Kolejnictwa trwa nadal - napisała "Gazeta Wyborcza". PKP próbowało groźbami nakłonić instytucję do zmiany siedziby. Jednak za zgodą właściciela, przez najbliższe dwa lata muzeum pozostanie na swoim miejscu.
Jak twierdzą władze muzeum, dopóki wokół budynku nic się nie działo, PKP w ogóle nie przejawiało zainteresowania. Kiedy jednak obecny szef instytucji Ferdynand Ruszczyc, postanowił to zmienić, wtedy władze PKP nagle doznały objawienia, zapragnęły zerwania umowy najmu i zaczęły domagać się zwrotu budynków do końca sierpnia tego roku. Doszło do tego, że PKP zagroziło wyburzeniem najstarszej części muzeum. Jak podała "Gazeta Wyborcza", na szczęście groźby spółki zadziałały odwrotnie niżby tego chciała i spowodowały zainteresowanie się wspomnianymi obiektami wojewódzkiego konserwatora zabytków, który rozpoczął procedurę wpisywania ich do rejestru. To może poważnie pokrzyżować plany PKP, które chciałyby przeznaczyć działkę po muzeum na tereny inwestycyjne. Na razie nie wiadomo jak potoczą się dalsze losy przybytku historii kolejowej, który traktowane jest przez wszystkich po macoszemu. PKP chce się go pozbyć ze swojego terenu, miasto uważa, że za dużo by na tym straciło, gdyby wzięło pod uwagę obecne propozycje spółki kolejowej. Urząd Marszałkowski również nie jest zbyt pozytywnie nastawiony do jakiejkolwiek pomocy.
- Najlepiej byłoby, gdyby zostało tu, gdzie jest. Jeśli jednak PKP na to się nie zgodzą, liczymy na to, że zapewnią mu nową lokalizację - powiedziała „Gazecie Wyborczej” Marta Milewska, rzecznik Mazowieckiego Urzędu Marszałkowskiego.
Niestety, morał z tej całej sytuacji jest taki, że każdy chętnie nawiązuje do historii i tradycji, przy rożnych okazjach, kiedy jednak trzeba coś zrobić by je ratować, wtedy wszyscy głuchną i ślepną, ewentualnie podpierają się jakże ważnymi argumentami finansowymi.

*Fot. wikimedia.org
GFDL
Więcej